Dzisiaj zajmę się raportem Najwyższej Izby Kontroli o systemie bezpieczeństwa obrotu środkami ochrony roślin (lipiec 2020).

W Polsce od lat 70’ ubiegłego wieku postępuje chemizacja rolnictwa. W większości odeszliśmy od naturalnych metod uprawy i nawożenia. Efektem wieloletniej polityki rolnej jest wyjaławianie gleby, pozbawianie jej życia biologicznego, co przekłada się na konieczność stosowania coraz większych dawek nawozów sztucznych oraz chemicznych ŚOR. To z kolei przekłada się na dalsze „niszczenie” gleby i tak koło się zamyka.

Tym, co nas dotyka bezpośrednio jako konsumentów są pozostałości nawozów i ŚOR w produktach, które spożywamy. W firmach z branży przetwórstwa owoców i warzyw spędziłem ponad 15 lat i z problemem pozostałości pestycydów, azotanami, azotynami oraz metalami ciężkimi spotykałem się wielokrotnie. Praktycznie nie było badania, które nie wykryłoby substancji szkodliwych, oczywiście w granicach normy, ale kto wie, czy normy faktycznie gwarantują bezpieczeństwo. A poza tym, po co spożywać chemię?

Z lektury raportu wynika, że próbki żywności zbierane są zbyt rzadko, na wyniki badań stężenia pestycydów trzeba czekać średnio ponad miesiąc, kontrole są mało skuteczne. Stwarza to zagrożenie  iż nieprzebadana żywność trafi do sklepu i zostanie sprzedana zanim pojawią się wyniki badań i ewentualna decyzja o wycofaniu partii z rynku. Dodatkowym zagrożeniem jest też rosnący “czarny rynek” niesprawdzonych podróbek dopuszczonych do użycia środków, teoretycznie mających chronić rośliny przed szkodnikami.

Jeszcze dłuższy jest czas oczekiwania na wyniki badań samych środków ochrony roślin. Państwowe laboratoria podają je średnio po 102 dniach od pobrania próbki. W skrajnych przypadkach okres ten wydłuża się do aż 300 dni. Liczby robią wrażenie: “Przykładowo w województwie łódzkim w latach 2016-2018 z żywności wprowadzonej do obrotu, w której stwierdzono przekroczenie NDP (czyli dopuszczalnego stężenia pestycydów), nie udało się wycofać: ponad 57 ton jabłek, ponad 18 ton oraz 1,9 tys. szt. kapusty (włoskiej, głowiastej, pekińskiej), ponad 12 ton selera korzeniowego, 3,5 tys. sztuk sałaty (masłowej, głowiastej) oraz 3,4 tys. sztuk pora” – czytamy w raporcie NIK.

Dane zawarte w raporcie niepokoją tym bardziej, że dane Eurostatu wskazują na wzrost sprzedaży ŚOR w Polsce. W latach 2011 do 2016 roku sprzedaż ŚOR wzrosła o 12,3% a areał upraw w latach 2011-2017 wzrósł zaledwie o 1,5%.Jednoznacznie wskazuje to na zdecydowany wzrost zużycia ŚOR. Według raportu rośnie też obrót podróbkami środków ochrony roślin. Niesprawdzone przez żadną instytucję substancje według danych Komisji Europejskiej mogą stanowić nawet 10 proc. tego rynku w UE. Efektem są coraz częstsze hospitalizacje osób z objawami zatrucia żywnością z pozostałościami pestycydów. Jedynie w 2016 i 2017 roku pomocy medycznej wymagało aż 900 osób, na szpitalną obserwację trafiło 530 z nich.

Na szczęście z roku na rok rośnie świadomość konsumentów oraz coraz mocniej rozwija się segment rolnictwa ekologicznego czy naturalnego. Dzięki działaniom takich firm jak Probiotics pojawiają się gospodarstwa konwencjonalne, ale prowadzące uprawy bez chemicznych nawozów i minimalizujące zużycie chemicznych środków ochrony roślin. W Polsce działa już kilkadziesiąt gospodarstw rolnych, które działają w oparciu na naturalnych metodologiach uprawy i ochrony roślin. Gospodarstwa te posługują się znakiem gospodarstwa ProBio-Ekonomicznego. Pamiętajmy, że nasze zdrowie jest najcenniejsze, zwracajmy więc szczególną uwagę na składy żywności którą kupujemy, szukajmy produktów nieprzetworzonych, naturalnych, oznaczonych znakiem Bio lub probiotechnologii.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *